Wiadomości - Wczasopedia.pl

Idź do spisu treści

Menu główne

Gwarancje – polski projekt bliski rozwiązaniom czeskim

Opublikowany przez TravelDATA w Trendy w turystyce · 28/3/2013 07:00:00
Tags: TrendyFirmy

Gwarancja Itaki wzrośnie o jedną trzecią, a takich biur podróży jak Rainbow Tours, czy Grecos nawet o sto procent - taki może być efekt wprowadzenia nowych rozporządzeń do ustawy o turystyce... opublikowano na portalu www.turystyka.rp.pl


Od ogłoszenia niewypłacalności przez biuro podróży Sky Club, które rozpoczęło całą serię takich zdarzeń, minęło już niemal dziewięć miesięcy. Uświadomiła ona jasno decydentom, że znowelizowana jesienią 2010 roku ustawa o usługach turystycznych wraz z rozporządzeniami wykonawczymi Ministra Finansów z grudnia tego samego roku, nie tylko, że nie zabezpieczyły interesów klientów biur podróży, ale jeszcze dodatkowo pogorszyły sytuację. Pod rządami nowych przepisów zabrakło pieniędzy nie tylko na odszkodowania dla pechowych turystów, ale nawet na pokrycie kosztów ich sprowadzenia przez urzędy marszałkowskie zza granicy.

Wydarzenia pełni lata 2012 roku w turystyce były już opisywane w mediach tyle razy, że nie trzeba już potrzeby do nich wracać. Jedno jednak było jasne już od samego początku. Znowelizowane przepisy nie zapewniły skutecznej implementacji unijnej dyrektywy 90/314.
Mówi ona o konieczności takiego ich skonstruowania, aby w przypadku niewypłacalności biura podróży zapewniały one wystarczające środki do sprowadzenia turystów zza granicy oraz do pełnego zwrotu kwot wpłaconych przez klientów za imprezy turystyczne, które nie doszły do skutku, albo doszły do skutku tylko częściowo (przerwany urlop).

Jasne było zatem, że po pierwsze: przepisy należy kolejny raz znowelizować i to w taki sposób, żeby wspomnianą dyrektywę wreszcie skutecznie wdrożyć, a po drugie, że trzeba to zrobić szybko, a już na pewno przed rozpoczęciem kolejnego sezonu lato 2013.

Uzgodnieniowo - konsultacyjna kołomyja

Na opis wszystkich późniejszych seminariów, konferencji, najrozmaitszych spotkań, dyskusji nad projektami, konsultacji środowiskowych i nie tylko, posiedzeń Podkomisji sejmowej do spraw turystyki oraz wszystkich zaskakujących zwrotów akcji nie starczyłoby nawet kilkunastu stron papieru. Starczyłoby jednak na bardzo poważny instruktażowy pokaz mikroskopijnej wręcz efektywności tego procesu. I jest to tym bardziej przykre, że jego materia nie była, delikatnie mówiąc, nadmiernie skomplikowana.

Obecny rezultat tych wszystkich wydarzeń jest taki, że nad proponowaną i wielokrotnie modyfikowaną koncepcją funduszu turystycznego załopotała właśnie biała flaga (czytaj też „Joanna Mucha nie wie o czym mówi”), nowelizacja ustawy ma nadal nieokreśloną bliżej perspektywę, a z całej problematyki zrealizowała się tylko najnowsza wersja projektów rozporządzeń do ustawy przygotowana przez Ministerstwo Finansów na prośbę Ministerstwa Sportu i Turystyki.
Oba ponad trzystronicowe dokumenty mają być teraz skierowane do dalszych uzgodnień międzyresortowych. W tej chwili nie jest wcale pewne, czy zawarte w nim rozwiązania wejdą w życie przed wakacjami, ale gdyby nawet tak było to i tak obejmowałyby jedynie podmioty rozpoczynające działalność, a obecnie działające dopiero po upływie ich dotychczasowych umów gwarancyjnych.

Warto się uczyć od innych

Autor wielokrotnie publikował materiały dotyczące tej tematyki, w tym dla Biura Analiz Sejmowych. W tym ostatnim zestawiał również cechy systemów zabezpieczenia interesów klientów biur podróży w różnych krajach członkowskich Unii Europejskiej.

W bazującym częściowo na nim tekście zamieszczonym w Turystyce.rp.pl („ Szukanie światełka w turystycznym tunelu”) przedstawił dwa skrajne modele, czyli czeski, bazujący wyłącznie na gwarancji oraz brytyjski, bazujący wyłącznie na funduszu (dla biur wykorzystujących transport lotniczy). Zawarta tam banalna rekomendacja sugerowała, że skoro są to rozwiązania, które funkcjonują bez zarzutu (szczególnie brytyjski), to zamiast wyważać otwarte drzwi lub też próbować różnych niepewnych wariantów, lepiej jest jednak uważnie się im przyjrzeć. Model brytyjski byłby wprawdzie ambitniejszy i tańszy dla biur podróży oraz klientów, ale model czeski jest bliższy naszym rozwiązaniom i wymagałby tylko zmodyfikowania mało sensownych, wcześniej przyjętych przepisów.

Mocno spóźniony krok w dobrym kierunku

I w tę stronę generalnie poszedł projektodawca. W Czechach od dawna wielkość gwarancji bazowana jest na obrotach planowanych w roku, który obejmuje. Jeżeli są one mniejsze od obrotów z roku poprzedniego, to do podstawy brane są obroty tego ostatniego.
Stawki gwarancyjne są tam jednak wyższe od proponowanych w naszym projekcie (do 30 procent), co w praktyce niemal zawsze pozwala na spełnienie wymogów dyrektywy 90/314. Wkładem własnym w nasze rozwiązanie jest natomiast propozycja nieco niższej stawki dla biur wykorzystujących wyłącznie przeloty rejsowe.

Słabą stroną proponowanego projektu jest natomiast pozostawienie kwestii podniesienia gwarancji w trakcie roku w postaci ogólnej generalnej normy i wcale nie jest pewne, czy nie będzie to stanowić pola do nadużyć. W Czechach, w czasie obowiązywania umowy gwarancji, ubezpieczyciel ma prawo w każdej chwili zażądać wszelkich dokumentów i wyjaśnień ze strony biura, a o wszelkich wykrytych nieprawidłowościach powinien bezzwłocznie informować odpowiednie władze.

Z kolei Czeski Bank Narodowy ma prawo zażądać od ubezpieczyciela przedłożenia warunków zawartych gwarancji. Rozwiązanie to ma służyć celom uniknięcia dyskryminacji lub faworyzowania niektórych biur przez ubezpieczycieli.
Jak widać Czesi mają te problematykę lepiej przemyślaną i uregulowaną, a nad stosowanymi tam rozwiązaniami może warto się jeszcze pochylić.

Najbardziej stracą dynamiczni...

Największą zmianę sytuacji touroperatorów spowoduje wpływ podniesionej stawki gwarancji oraz zmiany bazy do jej obliczania z przychodów zrealizowanych (często przed dwoma laty) na deklarowane. O ile stawka wzrośnie jeszcze dość umiarkowanie, bo z najbardziej obecnie powszechnej 14- procentowej do 17- procentowej, to wpływ dwuletniej dynamiki wzrostu przychodów może być istotniejszy, a wpływ obu tych czynników łącznie może spowodować u najbardziej dynamicznych biur już bardzo poważne zmiany wymaganych gwarancji.

O ile następna gwarancja Itaki (po 16 września 2013) może wzrosnąć umiarkowanie, bo z 150,7 miliona złotych do ponad 200, to w przypadku Rainbowa może to być wzrost prawie dwukrotny (z 46,3 do ponad 80 milionów) i podobnie w przypadku Grecosa (z 15,4 do 25-30 milionów). Niejedno mniejsze, ale dynamiczne biuro stanie przed podobnym problemem.
Skutek tego może być taki, że zaniepokojone perspektywą sprostania tak wysokim gwarancjom wyhamują one sprzedaż, ale jednocześnie mogą również podnieść ceny i w ten sposób nie tylko obniżą swoją bazę przychodów, ale również zgromadzą więcej środków na niezbędne depozyty zabezpieczające. Tak więc zdołają one spełnić nowe wymogi gwarancyjnym, ale kosztem osłabienia swojej pozycji rynkowej.

... oraz mogą stracić klienci

Ograniczenie dynamiki wzrostu poprzez mniej agresywne programy doprowadzi do mniej licznych ofert last minute i do ogólnie nieco wyższych cen. Może to poprawić sytuację finansową touroperatorów (tak było w Czechach), ale odbije się negatywnie na ich klientach. Nie dość, że zapłacą oni generalnie nieco wyższe ceny, to jeszcze amatorzy okazyjnych ofert last minute mogą nie mieć już tak dużego wyboru.

Wbrew pozorom klienci mogą też wcale nie zyskać na zmniejszeniu ryzyka z powodu bardziej restrykcyjnego systemu gwarancji, bowiem doradzający im agenci mogą ulec złudzeniu, że ryzyko niewypłacalności wśród touroperatorów spadło. W rezultacie mogą zwracać mniejszą uwagę na ich sytuację finansową i wręcz generować w ten sposób ryzyko i nieprzyjemności dla swoich klientów. Tym bowiem nie chodzi wcale o to, żeby za półtora roku mieć możliwość odbioru większości, a może nawet całości wpłaconych pieniędzy (bez odsetek), ale o to, aby spędzić swoje wakacje przyjemnie i bez zbędnych burzliwych przeżyć.

Uważny czytelnik treści obu rozporządzeń dostrzeże też, że ich projektodawca obdarzył touroperatorów znacznym zaufaniem. Większość z nich może bowiem pozyskiwać gwarancje na tej samej bazie, jak dotychczas. Przedłużając umowę w dniu 17 września 2013 czyli w praktyce na działalność w roku 2014, może przecież podać spadek obrotów deklarowanych, a wtedy do wyliczenia gwarancji zostanie zastosowany przychód z ostatniego roku obrotowego (2012), czyli...tak jak dotychczas. O przekroczeniu dochodu deklarowanego poinformuje w sierpniu (o ile w ogóle), a więc już na samym końcu obowiązywania umowy. Cały zasadniczy sezon działał będzie natomiast na kwocie wynikającej ze świadomie zaniżonej podstawy.

Powinien być jednak jeden zadowolony

Tym zadowolonym jest zapewne TUI Poland. Odsunięcie w czasie projektu funduszu powinno być mu na rękę, ponieważ prezes Andryszak wielokrotnie z dezaprobatą wyrażał się o tym pomyśle, preferując raczej wyższy poziom zabezpieczeń gwarancyjnych. Nie dość, że inne biura mają wyższe gwarancje, to jeszcze stosowana przez TUI stawka gwarancyjna (dla przedpłat w wysokości powyżej 30 procent i okresu powyżej 180 dni) nie uległa żadnej zmianie.

Radość może być jednak przedwczesna. Zaskakująca pomysłowość naszych urzędników, może wydać na świat pomysł uraczenia branży turystyki wyjazdowej przeregulowanym połączeniem obu systemów, czyli swoistą hybrydą czesko-brytyjską, a więc wysokimi gwarancjami oraz obligatoryjnym funduszem jednocześnie. Znając niezgrabność większości urzędniczych dokonań należy być pełnym obaw, czy aby nie wyjdzie z tego potworek, którego nie przeżyją, ani klienci, ani touroperatorzy.


Andrzej Betlej



Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego