Wiadomości - Wczasopedia.pl

Idź do spisu treści

Menu główne

Baszczyński: Nad Bałtykiem tkwi ogromny potencjał

Opublikowany przez turystyka.rp.pl w Firmy w turystyce · 26/5/2017 14:02:49




Baszczyński: Nad Bałtykiem tkwi ogromny potencjał

Czy w Polskich Strefach klienci zjedzą kotlet schabowy? Dlaczego Grecja w tym roku zaskoczyła? Jakie hotele buduje Rainbow i po co mu agenci? Opowiada o tym Turystyce.rp.pl prezes tego biura podróży Grzegorz Baszczyński

Filip Frydrykiewicz: Rozpoczął się letni sezon turystyczny, w którym pierwszy raz klienci Rainbow mogą skorzystać z Polskich Stref. Ale jakoś cicho jest teraz o nich. Czy to dobra cisza, czy raczej cisza sugerująca jakieś problemy?


Grzegorz Baszczyński, prezes biura podróży Rainbow: To jest bardzo dobra cisza. Głównie wynika z tego, że jest to produkt, który na tyle solidnie się sprzedaje, że nie wymaga dodatkowego wsparcia marketingowego.

Zaplanowaliście sześć stref – pięć w Grecji i jedną w Chorwacji. Czy wszystkie są rezerwowane tak samo chętnie?

Zaplanowaliśmy w strefach na cały sezon 36 tysięcy miejsc, czyli około 10 procent całego naszego letniego programu. Generalnie wszystkie sprzedają się równo, ale prym wiedzie Kokinno Nero w Grecji, gdzie mamy też najwięcej miejsc.

Pomysł na strefy komentowany był z przekąsem, żeby nie powiedzieć z niechęcią.

Komentarze na temat polskich stref pojawiły się szybciej niż ktokolwiek zorientował się, o co nam chodzi. Stąd może niezrozumienie tematu i wypaczenie w mediach naszego konceptu.

Strefy nie polegają na tym, że zamykamy ludzi w hotelu albo w polskim getcie, gdzie mają się obowiązkowo bawić przy disco polo i jeść schabowe. To miejsca - przy hotelu, a nie w nim samym - z którego klienci mogą, ale nie muszą skorzystać. Otwieramy je zwykle o 19, czyli pod koniec dnia, kiedy w nasz urlop powoli wkrada się nuda i oferujemy tam rozrywkę, może nie wyszukaną, ale odpowiednią na wakacyjne wieczory. Strefy, w których można tańczyć, śpiewać, brać udział w konkursach, grać w gry lub obejrzeć film, są otwarte dla wszystkich ludzi w okolicy. Mogą tam przyjść wypoczywający obok Polacy, Niemcy, Holendrzy czy Czesi, a nawet mieszkańcy danej miejscowości. Repertuar taneczny i kinowy będzie międzynarodowy, choć z naciskiem na polskie produkcje. Dużą wagę przywiązujemy też do tego, by prowadzący te spotkania byli profesjonalistami, bo od nich zależy, czy ludzie będą się dobrze bawić.

Na głosy krytyczne wobec stref mam taką anegdotę. W sobotni wieczór grupa moich przyjaciół udała się do centrum Łodzi w poszukiwaniu rozrywki. Odwiedzili kilka klubów, ale w większości było pustawo. Poszli w końcu do takiego, którego wcześniej nie brali pod uwagę, bo „to obciach". Okazało się tymczasem, że jest tam tłum ludzi i wszyscy świetnie się bawią. Dlaczego? Bo grają tam disco polo.

To nie jest mój ulubiony typ rozrywki, ale nie mam problemu z tym, że oferujemy prostą, masową rozrywkę. Polskie strefy są dla określonej grupy klientów, bardzo dużej – dodajmy. Nie wstydzimy się, że dostrzegliśmy jej potrzeby.

Czy jednak na tym można zarobić? Wyjazdy do miejscowości z polskimi strefami są niezwykle tanie – w sezonie od 1200 do 1600 złotych za tydzień (noclegi z przelotem), a przed sezonem nawet poniżej 1000 złotych.

Jak się kupuje 300, 400 pokojów w apartamentach to można uzyskać naprawdę dobrą cenę. Dlatego możemy sprzedawać je tanio i zarabiać na tym.

Czy można już dziś ocenić, że dzięki Polskim Strefom powiódł się plan wyciągnięcia turystów znad Bałtyku?
...

Źródła artykułu:


Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego